Barca święta jak diabli!

2013-04-02_PSG-BARCELONA_19.v1364933833 FC Barcelona to więcej niż klub! „Mes que un club” – jak głosi klubowe motto.  Wszystko się zgadza. To nie tylko klub, a również wielka korporacyjna machina do zarabiania pieniędzy. Tak jak Bayern Monachium, AC Milan, Manchester United czy – znienawidzony w Katalonii – Real Madryt. Różnica jest taka, że żaden z tych klubów nie udaje Dziewicy Orleańskiej, Robin Hooda i Matki Teresy z Kalkuty w jednym.

***

Z dwojga złego już wolę Wesołego Romka Abramowicza, który nie ukrywa, że odejmuje syberyjskim sierotom od ust, aby John Terry miał na nowy apartament w Dubaju. Nie lubię bardzo, gdy ktoś udaje kogoś innego, niż jest w rzeczywistości. To się chyba nazywa hipokryzja.
Być może oglądamy najlepszą drużynę w historii futbolu, a na pewno najlepszą w historii katalońskiego klubu
Ale może to właśnie jest dobry moment, aby odsłonić świętoszkowatą naturę aktualnego mistrza Hiszpanii.
No właśnie – Hiszpanii. Pamiętacie to hasło przy okazji Gran Derbi: „Catalunya is not Spain”? Ale gdy Espana zdobyła mistrzostwo świata, to ach i och, że bez graczy „Barcy” byłoby to niemożliwe. Zdecydujcie się, tak wam źle w tej Hiszpanii? Są na to sposoby. Albo rybka, albo wiadomo co.

Gdy byłem piękny i młody, w pewnym stopniu kupowałem tę katalońską otoczkę, ale od jakiegoś czasu mdli mnie od niej. Dokładnie nawet pamiętam, od kiedy. To było, gdy prezenter Teleexpressu stwierdził: dziś wieczór to, co tygrysy lubią najbardziej, czyli „Duma Katalonii” kopie z kimś tam. „Ty czytaj, co ci każą, a nie udajesz znawcę” – tak wtedy pomyślałem. Może to wszechobecne uwielbienie dla „Blaugrany” tak mnie od niej odrzuciło?

A może to wrodzona przekora każe mi nie lubić będących aktualnie na topie? Im ktoś bardziej popularny, tym mniejsza moja sympatia. Nie przepadam za naszymi bohaterami narodowymi, jak Adam Małysz czy Robert Kubica. Byłem chyba jedyną osobą w kraju, która w finale Ligi Mistrzów w roku 2005 w Stambule kibicowała AC Milan, a nie Liverpoolowi z Jerzym Dudkiem w bramce. Mimo że włoskiej piłki nie lubię jak tranu.

To by się nawet zgadzało. Uwielbiam łososia w każdej postaci, a szczególnie wędzonego. A przecież łosoś to ryba płynąca w górę rzeki, w przeciwnym kierunku niż reszta ryb.

Prezenter Teleexpressu zasiał ziarno, a potem poszło już z górki. Cotygodniowe oglądanie fanów „Barcy”, którzy w sobotnie wieczory przytulali się i przybijali piątki, po tym jak „Blaugrana” strzelała szóstego gola Realowi Sociedad albo innej Almerii. Fajnie, ale nie uczyli Was rodzice, żeby nie iść w życiu na łatwiznę?

Futbol to zarówno łzy szczęścia w razie wygranej, ale i łzy rozpaczy w razie klęski. Raz na wozie, raz pod. Jak w życiu. W kibicowaniu Barcelonie jest coś nierealnego (nomen omen), ale jest to równocześnie pójście po linii najmniejszego oporu.
Niby się mówi, że „pieniądze nie grają”, a jednak. Nawet w Premier League, krytykowanej za życie ponad stan, środki pochodzące z praw telewizyjnych są rozdzielane po równo. A w Hiszpanii każdy sobie rzepkę skrobie, w efekcie Barcelona i Real mają kasy jak lodu, a resztę niech piekło pochłonie.

W efekcie nierównego podziału środków z transmisji liga hiszpańska wygląda jak szkocka. Czemu się nikt nie podnieca, gdy Rangers albo Celtic zbiją na kwaśne jabłko mięso armatnie – dla niepoznaki nazwane Kilmarnock czy Hamilton? Ja wiem, że poziom niższy i pogoda gorsza na północy, ale liga szkocka jest na dziś bardziej wyrównana od hiszpańskiej, w której Real i „Barca” wygrały 121 z ostatnich 142 meczów ligowych przeciw reszcie zespołów Primera Division.

Fantastycznie rządzący naszym krajem “Rząd Miłości” mógłby się wiele nauczyć od Barcelony w zakresie PR. Sprzedać wampira-hipokrytę wbijającego zęby we wszystko, co ma zapach pieniędzy, jako zbuntowanego rebelianta walczącego przeciw systemowi (Che Guevara?) – to marketingowy majstersztyk. Donaldu Tusku – uczcie się!

Z jakiegoś powodu ludzie dzielą się na takich, którzy wolą Barcelonę i takich, co wolą Real. Opnie o działaniach „Barcy” i Realu Madryt są diametralnie różne. Matka Teresa kontra Generał Franco.

Każdy, kto ma serce po lewej stronie, będzie wiedział, po której stronie stanąć.

Dlatego równie modne jak uwielbienia dla „Barcy” jest wyśmiewanie się z Realu w razie jego porażki. Z siebie się śmiejecie, bo Real i „Barca” to dwie głowy tej samej żarłocznej bestii. Denerwuje mnie stereotypowe stawianie sprawy: „Barca” dobra, Real zły. Gdyby „Barca” naprawdę była jak Robin Hood, to by się podzieliła, prawda? Gdyby Futbolowa Dziewica Orleańska nie była w rzeczywistości korporacyjną maszynką do pieniędzy, to nie żądałaby 74 euro za bilet na mecz Ligi Mistrzów przeciw Olympique Lyon. Za miejsca na poziomie dziewiątego piętra w bloku. Dobrze, że francuski klub zgodził się pokryć za swych kibiców aż 50 euro z tej ceny. Na marginesie – to właśnie „Olimpijczycy” z Lyonu są uważani za najbardziej skomercjalizowany klub we Francji.

Jeśli chodzi o transfery, to zarówno Katalończycy, jak i Kastylijczycy działają w równie niehonorowy sposób. Jedni i drudzy tak długo drążą dziurę w brzuchu swym „ofiarom”, nie wahają się przy tym łamać przepisów i iść po trupach (oczywiście w przenośni!), aż wreszcie dopną swego.

Real był słusznie atakowany przez sir Alexa Fergusona za wieloletnie „molestowanie” Cristiano Ronaldo.

To, jak Barca „szyła buty” Cescowi Fabregasowi, zostało obrócone w żart – bo przecież to wychowanek! Nieważne, że ma teraz umowę o pracę z kimś innym. Wywiady Gerarda Pique i Leo Messiego w tej sprawie, wreszcie desperackie ubranie (dosłowne!) Fabregasa w koszulkę Barcy po triumfie na MŚ to przecież tylko wygłupy!

Wychowankowie, którzy zdominowali plebiscyt “Złotej Piłki”, to na pewno powód do dumy. Trzeba jednak pamiętać, że – wbrew powszechnej opinii – ci piłkarze raczej nie grają za uścisk dłoni prezesa i z miłości do Katalonii. Wprost przeciwnie: lista płac Barcelony jest najwyższa wśród klubów piłkarskich na świecie.

Należy również pamiętać, że tacy piłkarze, jak Dani Alves, Zlatan Ibrahimović (wymiana za Samuela Eto’o plus dopłata) i David Villa kosztowali razem ponad 100 milionów euro. Pośród zakupów w ostatnich latach są jeszcze: Thierry Henry, Alexander Hleb, Keirrison (który nigdy nie zagrał dla Barcy), Dmytro Chygrynskiy (który nigdy zagrać nie powinien). Jest wreszcie Javier Mascherano, który nie wiedzieć po co został sprowadzony na Camp Nou za grubą kasę.
Nie mam problemu z pieniędzmi w sporcie. Rachunki trzeba płacić, to zrozumiałe.

Stąd przeskok z płacenia UNICEF równowartości dwóch milionów euro rocznie do akceptacji umowy zapewniającej Barcelonie 33 milionów euro rocznie nie wziął się znikąd.

Teraz na koszulkach „Blaugrana” będzie logo katarskiej fundacji dobroczynnej. Czyli teraz Barca nie będzie już zawsze dziewica? Skąd fundacja dobroczynna ma tyle pieniędzy, żeby reklamować się przez koszulki klubu piłkarskiego, to pytanie drugorzędne. Ale czy przypadkiem ma to jakiś związek z tym, że Pep Guardiola i prezydent Sandro Rosell byli ambasadorami katarskiej kandydatury do organizacji MŚ 2022?

Pamiętam, jak Barca negocjowała z rządem Chin, aby reklamować na koszulkach igrzyska olimpijskie w Pekinie. To szok! Matka Teresa Futbolu rozmawia z samym diabłem i to wcale nie po to, aby go nawrócić.

170 tysięcy płacących składki „socios” nie wystarczy, aby osiągać sukcesy w Lidze Mistrzów.

Stąd oficjalnym samochodem Barcelony jest Audi, oficjalne linie lotnicze to Turkish Airlines, oficjalne piwo to Estrella, jest i oficjalna firma inwestycyjna – to La Caixa, a oficjalnym partnerem telewizyjnym jest TV3. Czekamy na ujawnienie oficjalnej szczotki do zębów, oficjalnego szpinaku i oficjalnych czepków kąpielowych.

Teraz czytajcie uważnie, bo prawda jest taka: Barcelona jest super, bardzo przystojna i pociągająca, ale jednocześnie pełna hipokryzji i wcale nie taka perfekcyjna, za jaką się ją uważa.

To pewnie zaboli licznych fanów „Barcy”, ale to dobrze, bo ma boleć, może ból komuś pozwoli przejrzeć na oczy. Sam tego nie wymyśliłem (a szkoda!), ale gdyby „Barca” była osobą, to byłby to…Jose Mourinho.

To jest ten sam typ: lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie? Tylko że portugalski trener przynajmniej nie udaje postaci rodem ze „Świętoszka” Moliera.

MACIEJ SŁOMIŃSKI

***

Tekst opublikowany na Futbolnet.pl 18.01.2011r.

Pin It