Inverness, czyli okolice Loch Ness, gdzie rezyduje potwór zwany Nessiem. Również siedziba Inverness Caledonian Thistle, klubu przez lata pozostającego na peryferiach szkockiego futbolu, ale w zeszłym sezonie będącego o krok od startu w Lidze Mistrzów.
Oczywiście na daleką północ (Inverness jest bardziej wysunięte na północ niż Ryga, Göteborg czy Moskwa) udałem się, by zobaczyć edynburskie Serca (więcej o Edynburgu TUTAJ ) w meczu ligowym z Inverness właśnie.
Stadion Inverness Caledonian Thistle (ICT) znajduje się na terenie, na którym kiedyś było morze. Zupełnie jak w Holandii, ale totalnego futbolu nie ujrzałem. Raczej przeciwnie, piłkarze kopali tak, że piłka parę razy prawie wpadła do wody. Było to o tyle łatwe, że stadion znajduje się tuż nad ujściem rzeki Ness do Morza Północnego. Zdjęcie niżej dość kiepskie, ale lepszego nie znalazłem. Po lewej Morze Północne, a stadion znajduje się jeszcze bliżej wody niż stary obiekt Arki przy ul. Ejsmonda w Gdyni.
Sam mecz raczej bez historii: Hearts wygrali 3:1 i awansowali na trzecią pozycję – dziś to wydaje się nierealne. Ciekawiej było na trybunach. Mimo że w Hearts na skrzydle grał Jesus „Suso” Santana, na trybunach nie pojawił się papież Benedykt XVI przebywający wtedy w Wielkiej Brytanii. Na stadion przybyło za to ponad cztery i pół tysiąca kibiców, ale miejscowi nie mogli liczyć na doping. To dlatego, że ICT powstał dopiero w 1994 roku, z połączenia Caledonian i Inverness Thistle, a fuzyjny klub do dziś nie zyskał akceptacji ogółu.
Ciekawa sytuacja miała miejsce przy drugim golu dla Hearts. Nie mieliśmy okazji go zobaczyć, gdyż do naszej brygady podszedł akurat policjant i najgrzeczniej jak potrafił, zaczął zwracać uwagę, żebyśmy nie używali tak wielu brzydkich wyrazów. Po czym ktoś do niego zadzwonił i wnet stróż prawa zaczął uniżenie przepraszać, że zaszła pomyłka, że to nie o naszą grupkę chodziło. Ale i tak nie wiem, jak padł drugi gol…
Tuż po zakończeniu spotkania w Inverness, postanowiliśmy jeszcze mocniej wyśrubować rekord dotyczący ligowego meczu rozrywanego najbardziej na północy.
W ramach rozgrywek drugiej ligi Ross County z miejscowości Dingwall grało ze Stirling Albion. Dalej już się nie dało, bo Ross County to najbardziej na północ grająca brytyjska drużyna ligowa.
Potwora z Loch Ness odpuściliśmy, bo pogoda zniechęcała. Zresztą nawet gdyby Nessie wyszedł z jeziora i stanął na skrzyżowaniu, aby kierować ruchem, i tak by go nie było widać w strugach deszczu. Przez cały weekend padała wnerwiająca mżawka, a to przecież kalendarzowe lato. Jak wyglądają jesień i zima? Pewnie tak samo. Niemniej, przez ten ciągle padający deszcz, muraw można tamtejszym klubom pozazdrościć.
Podczas ostatniego spotkania (3:1 dla Ross County), na które wybrało się 29 fanów Stirling Albion, panowała sielska atmosfera wsi. Gdzieniegdzie czuć nawet było gumno.
MACIEJ SŁOMIŃSKI