Afera o Tuchela

Z jednej strony – chęć rozwoju i postawienia kolejnego kroku w karierze. Z drugiej – wzajemny szacunek i respektowanie zawartych umów. W tym sporze nie będzie zwycięzcy, stracą obie strony. Thomas Tuchel opuszcza Mainz w atmosferze wzajemnego żalu i rozczarowania, przy okazji stając się obiektem medialnej nagonki. Nie tak miało wyglądać pożegnanie trenera, który mały klub z Moguncji poprowadził do największych sukcesów w jego historii.

01-640x120

Jeszcze w sobotę cała Moguncja fetowała zwycięstwo swoich ulubieńców 3:2 nad HSV, które zapewniło ich drużynie siódme miejsce na koniec sezonu, a tym samym awans do kwalifikacji Ligi Europy. Razem z kibicami cieszył się Tuchel, choć on już wiedział, że było to ostatnie spotkanie w którym poprowadził drużynę Mainz.

Schalke czeka

Na zwołanej dzień później konferencji prasowej już się nie pojawił. – Chciałbym, żeby było to spotkanie na którym podsumujemy bardzo udany dla nas sezon, jednak musimy zająć się sprawami bieżącymi – rozpoczął konferencję menadżer Mainz, Christian Heidel. Później potwierdził to, o czym plotkowano od jakiegoś czasu – mimo ważnego do 2015 r. kontraktu, Thomas Tuchel nie będzie już trenerem drużyny z Moguncji. – Rozwiązanie umowy nie jest jednak dla nas żadną opcją. Będziemy chcieli się spotkać w najbliższym czasie i zastanowić się jak wyjaśnić tę sytuację – dodawał Heidel. Po raz pierwszy o chęci odejścia Tuchel miał poinformować działaczy Mainz jeszcze w styczniu. Usłyszał wtedy, że „zawarte umowy są w Moguncji respektowane” i że klub nie zgadza się na jego odejście przed wygaśnięciem kontraktu. Po raz drugi swoją prośbę powtórzył przed miesiącem i znów usłyszał, że co prawda działacze szanują jego decyzję, jednak na wcześniejsze rozwiązanie kontraktu nie ma co liczyć.

Tuchela od dłuższego czasu łączono z najlepszymi klubami Bundesligi, na czele z Schalke. Po raz pierwszy był wymieniany w gronie kandydatów do objęcia Koeningsblauen jeszcze w grudniu 2012 r., jednak sam nazwał te doniesienia bzdurą. Działacze z Gelsenkirchen mieli odezwać się do niego znów rok później, gdy drużyna Jensa Kellera zawodziła i rozglądano się za nowym trenerem. Według doniesień niemieckich mediów, na Tuchela i jego współpracowników czekał w Gelsenkirchen gotowy kontrakt z datą 01.07.2014 r.,  jednak były już trener Mainz zaprzecza tym rewelacjom. Tak samo jak rzekomym rozmowom z Rudim Voellerem na temat objęcia Bayeru Leverkusen, który po zwolnieniu Sammi’ego Hyppi szukał szkoleniowca na następny sezon.

Doniesienia te nikogo nie dziwiły, bo Tuchel na pracę w klubach z czołówki zasłużył jak mało kto. Mainz objął w 2009 r., tuż po awansie do Bundesligi i w swoim pierwszym sezonie jako trener seniorów, zajął z beniaminkiem dobre, dziewiąte miejsce w tabeli. Kolejny sezon rozpoczął od rekordowej dla klubu serii siedmiu wygranych z rzędu, a skończył go na piątej pozycji, zapewniającej Mainz pierwszy w historii udział w rozgrywkach europejskich pucharów. Zgarnął wtedy nagrodę DFB dla trenera roku i zewsząd spływały na niego pochwały za świetną pracę i rezultaty wykraczające poza realne możliwości klubu. Po rozpadzie ofensywnego kwartetu drużyny, tworzonego przez Andre Schurrle, Sami’ego Allagui, Lewisa Holtby’ego i Adama Szalaia, kolejne dwa sezony były nieco słabsze – kończył je na 13. miejscu. W tym po raz kolejny potwierdził jednak, że jest znakomitym szkoleniowcem.

Bez doświadczenia

- Jest mi przykro, że tak kończy się moja przygoda z tym klubem, ale czuję, że to dobra decyzja, zarówno dla rozwoju drużyny, jak i mojej trenerskiej kariery – napisał Tuchel w opublikowanym w niedzielę oświadczeniu. – Informowałem działaczy o moich zamiarach dużo wcześniej, bo czułem, że nie jestem w stanie dać więcej tej drużynie – dodawał. – Zawodników poinformowałem o swojej decyzji wczoraj (po ostatnim meczu rozgrywek). Chciałem to zrobić wcześniej, ale uznałem, że może to przeszkodzić w osiągnięciu naszych celów na koniec sezonu.

Po konferencji Heidela i oświadczeniu Tuchela do akcji wkroczył „Bild”. Najpierw zaatakował takim nagłówkiem…

Fot. bild.de

…oznaczającym nic innego, jak „obłudnika z Moguncji”. – Jak na ironię, człowiek, który tak kocha mówić o szacunku i przyzwoitości, nie ma zamiaru wypełnić swoich zobowiązań. Co więcej, negocjował z innymi klubami w tajemnicy przed pracodawcą! – pisali dziennikarze gazety. Później przeprowadzili nawet ankietę, pytając czy działacze klubu dobrze robią, że nie chcą zwolnić Tuchela z kontraktu.

„Bild” przypomniał też sytuację sprzed kilku lat, kiedy Tuchel, będący wówczas trenerem drużyny U-19 również chciał odejść z klubu mimo ważnego kontraktu i dołączyć do sztabu szkoleniowego Hoffenheim. Heidel przekonał go jednak, żeby został, obiecując, że przy wyborze kolejnego trenera pierwszej drużyny, będzie brany pod uwagę. Ze swojej obietnicy się wywiązał – Tuchel, mimo zerowego doświadczenia w pracy z seniorami, dostał do poprowadzenia drużynę, która dopiero co awansowała do Bundesligi. Dziennikarze „Bilda” podkreślają, że w przeciwieństwie do Heidela, Tuchel słowa dotrzymać nie umiał.

Przerwa dla dzieci?

- Wszystko w klubie podporządkowane było jego pracy do końca sezonu 2014/15. Spełnialiśmy każde jego życzenie. Złego słowa o jego osobie jednak ode mnie nie usłyszycie – mówił mediom Christian Heidel. Kibice Mainz wciąż mieli nadzieję, że skoro Tuchel znalazł się w kropce, bo prawdopodobnie czeka go przymusowy roczny urlop, to może obu stronom uda się dogadać i ostatecznie poprowadzi drużynę w kolejnym sezonie. Spekulacje te ostatecznie ucięto w czwartek, kiedy ogłoszono, że nowym trenerem Mainz zostanie 42-letni Duńczyk Kasper Hjulmand, dotychczasowy szkoleniowiec Nordsjaelland. Przy okazji znowu nagłówkiem uderzył też „Bild”…

… sugerujący, że część z włodarzy Mainz chce domagać się od Tuchela pieniędzy otrzymanych za złożenie podpisu pod umową na mocy której przedłużył kontrakt, którego ostatecznie nie wypełni.

Sytuacja jest więc mocno dwuznaczna – z jednej strony mamy zasłużonego dla klubu trenera, chcącego zrobić krok do przodu i poprowadzić drużynę o większych ambicjach, z drugiej – wciąż ważny kontrakt, którego realizacji domagają się działacze i którzy sprawę jasno postawili znacznie wcześniej, zapowiadając, że nie zgodzą się na odejście Tuchela. Ten był tego świadomy i wiedział, że jeżeli sprawy nie uda mu się załatwić polubownie, czeka go roczny urlop, bo wątpliwe aby ktoś zdecydował się na wykupienie jego kontraktu. I bardzo możliwe, że na podobny krok zdecydował się z premedytacją. Coraz więcej mówi się bowiem o tym, że Tuchel faktycznie chce odpocząć i poświęcić więcej czasu dzieciom, a jedynym drugim dnem w tej sprawie, nie jest ewentualna praca w Schalke już od lipca, a czekający na niego od początku sezonu 2015/16 kontrakt z RB Lipsk.

MATEUSZ KOWALSKI

Fot. kaisermagazine.com

01-640x120

Pin It