Tam, gdzie kiedyś czarował Mundek Okoński, dziś piłkarze jeżdżą samochodem w pięciu, bo nie mają na paliwo. A największy talent został podprowadzony przez klub z Azerbejdżanu…
Ostatnimi czasy lektura niektórych europejskich tabel ligowych jest mocno przygnębiająca. Wielkie firmy nie radzą sobie najlepiej. W Danii – Brondby na samym dnie, w Portugalii – lizboński Sporting w drugiej połowie tabeli, a w gniecionej przez kryzys Grecji – ateński AEK słaby jak nigdy.
Z drugiej strony, dla kogoś trudniącego się opisywaniem zdarzeń sportowych (jak ja), kryzysy bywają ciekawsze niż nieustanne sukcesy. Tak jak ciekawsza jest książka Andrzeja Iwana, który przetańczył karierę, od podobnych do siebie dzieł Rooneya, Ronaldo, Messiego itd., w stylu: „Zawsze chciałem grać w piłkę, nie było lekko, ale się udało”.
Dimtris Sialmas był przeciętnym drugoligowym kopaczem, ale pomyślał, że złapał Pana Boga za nogi, gdy latem zeszłego roku podpisał trzyletni kontrakt z AEK Ateny. Jednak 26-letni napastnik, wraz ze swymi nowymi kolegami, szybko odkrył, że nowy klub to nie spełnienie marzeń, a raczej coś zupełnie odwrotnego.
Długi wielkie jak Akropol, zaowocowały wykluczeniem z rozgrywek europejskich. Tonący brzytwy się chwyta. Wielki niegdyś AEK musiał łatać kadrę darmowymi transferami nieznanych młodzieńców, którzy zgodzili się grać za frytki.
Wiele zostało napisane o greckim kryzysie, dlatego nie będę powtarzał statystyk porównujących liczbę basenów zarejestrowanych w stolicy Hellady z liczbą faktycznie istniejących. Pewne jest natomiast, ze futbol schodzi na dalszy plan jak nie ma co włożyć do garnka. Nawet w krajach śródziemnomorskich tak fanatycznie kochających futbol.
AEK nie miał środków by płacić piłkarzom, dlatego, by ciąć koszty, bez skrupułów pozbywał się kolejnych graczy. W tym Sialmasa, który wylądował w azerskim (!) Khazarze Lankaran.
Oczywiście przypominamy sobie medialną histerię, gdy w podobnym kierunku miał zimą podążyć Sebastian Mila. Im ktoś mniej zorientowany, tym głośniej krzyczał jaki to skandal. Ale zostawmy to, wracajmy do Aten.
- Gdy wylądowałem w Azerbejdżanie, zastanawiałem się, co ja właściwie tu robię. Zostawiłem ligę o wysokim standardzie, na rzecz rozgrywek dopiero raczkujących. No ale jeśli nie ma pieniędzy, nie ma wyboru. Szczególnie, gdy ma się rodzinę. Sytuacja była tak zła, że wielu piłkarzy składało się na paliwo, by przyjechać na trening samochodem – opowiada Sialmasa.
23-letni napastnik, Michalis Pavlis dodaje: – W ośrodku klubowym jadaliśmy dwa razy dziennie. Czemu? W domu lodówka od dawna stoi pusta.
A przecież AEK to klub z wielkiej greckiej trójki, którą poza nim tworzą Olympiakos Pireus i Panathinaikos Ateny. Jaka wobec tego musi być sytuacja w innych klubach?
AEK został założony w roku 1924 przez greckich uchodźców z Konstantynopola (K w nazwie oznacza Konstantynopol – tak się wówczas nazywał Istambuł). Bogata w sukcesy historia przyniosła 11 krajowych mistrzostw i 14 pucharów.
Ale ostatnie lata to nieustanne zmiany władz klubowych, a w efekcie narastający dług, który osiągnął poziom 35 milionów euro.
Poprzedniego lata, honorowym prezydentem mianowany został były legendarny piłkarz AEK, Thomas Mavros (na zdjęciu wyżej). Ten z kolei ustanowił trenerem inną z byłych gwiazd, Vangelisa Vlachosa, tak by uspokoić rozkołysany statek. Zresztą do podobnego fortelu uciekli się swego czasu włodarze wszechateńskich „Koniczynek”, wywołując na statek kapitański Jacka Gmocha, który co prawda nikogo nie trenował od wieków, za to posiadał niekłamany autorytet w klubowych kręgach. No i zabójczy rechot.
Vlachos nie wytrwał jednak długo. Jego miejsce szybko zajął Ewald Lienen, trener, który zjadł zęby w niemieckiej Bundeslidze. Jednym z jego pierwszych posunięć była rezygnacja z tradycyjnego zgrupowania w hotelu przed derbami z Panathinaikosem, by w ten sposób zaoszczędzone środki przekazać zawodnikom mającym największe kłopoty z opłaceniem rachunków.
Wówczas na scenę wkroczyli kibice. Gdy w grudniu AEK zajmował 12. miejsce w tabeli, ledwie trzy punkty nad strefą spadkową, fani zaczęli okupować klubowe obiekty w proteście przeciw impotencji nieudolnego zarządu. Wypuścili w świat oświadczenie następującej treści: „AEK umiera. Chcemy przestać się wstydzić za klub, który stał się prostytutką greckiego sportu. Bierzemy sprawy w swoje ręce, a winnym takiego stanu rzeczy, stawiamy ostre ultimatum.”
Mavros ugiął się pod naciskiem kibiców ustępując miejsca tymczasowemu prezydentowi Andreasowi Dimitrelosowi.
- Obecnie największym problemem jest niezgoda w naszych szeregach. Ludzie, którym zależy na tym samym, nie powinni toczyć ze sobą wojen – filozoficznie obecną sytuacje podsumował inny bohater przeszłości, Stelios Manolas.
Co będzie dalej z klubem, w którego barwach, poza zawodnikami greckimi, grali tak znani piłkarze jak: Eidur Gudjohnsen, Papa Boupa Diop, czy Rivaldo, a trenerami byli: Ferenc Puskas, Manolo Jimenez, Fernando Santos, Zlatko Cajkovski, Lorenzo Serra Ferrer itd.
Znów Manolas: – Być może najlepszym rozwiązaniem byłaby degradacja, która pozwoliłaby pewne sprawy przemyśleć i zacząć od początku.
Wkrótce jego słowa mogą stać się ciałem, bo po weekendowej porażce 0:3 z Olympiakosem, AEK spadł na 14. pozycję w tabeli i posiada jedynie oczko przewagi nad strefą zrzutu.
Zresztą za oknem śnieg, a nie przeszkodziło to „Marynarzom” z Pireusu świętować po tym spotkaniu krajowego mistrzostwa numer 40. Jak widać, nie wszystkich kryzys się ima. Gratulujemy!
I na koniec bonus. Klip z akcjami polskiego piłkarza AEK. Oczywiście nie będzie to Roger Guerreiro, bo on z Polską ma tyle wspólnego, co – nie przymierzając – Emmanuel Olisadebe. Będzie za to Mirosław („Mundek”, „Oko”, „Okoń”, „Król Poznania”) Okoński, który tańczył w barwach AEK w latach 1989-91. Kalispera!
MACIEJ SŁOMIŃSKI