Jeden z przyjaciół Tito Vilanovy powiedział hiszpańskiemu El Mundo Deportivo, że wysłał do niego sms-a z zaproszeniem na obiad na początku maja. Chory na raka były szkoleniowiec Barcelony odpisał: maj jest ode mnie bardzo daleko… Niestety, miał rację. Mimo dzielnej walki z chorobą nowotworową Francesc „Tito” Vilanova i Bayó zmarł w wieku 45 lat. Cała piłkarska rodzina jest pogrążona w żałobie.
Urodzony 17 września 1968 w katalońskim miasteczku Bellcaire d’Emporda Tito pierwsze kroki swojej kariery stawiał w młodzieżowej drużynie Barcelony. Grał tam przez sześć sezonów i w wieku 22 lat zdecydował się opuścić rezerwy „Dumy Katalonii” na rzecz UE Figueres, z którym udało mu się nawet dotrzeć do baraży o grę w Primera Division. Kolejne etapy jego piłkarskiej przygody to m.in. Celta Vigo, Badajoz Real Mallorca, UE Lleida czy Elche. Karierę zakończył w UD Atletico Gramenet, małym katalońskim klubiku.
Kariera szkoleniowa Tito okazała się znacznie bardziej owocna od tej piłkarskiej, choć debiutancki sezon na ławce trenerskiej zakończył się dla Vilanovy spadkiem do katalońskiej ligi autonomicznej z FC Palafrugell. Stamtąd Vilanova ponownie zawędrował do Figueres, a potem do Terrassy, gdzie objął posadę dyrektora technicznego, by wrócić tam, gdzie wszystko się zaczęło. Do Barcelony… Właśnie w mieście Gaudiego Vilanova został asystentem Josepa Guardioli, menedżera rezerw „Dumy Katalonii”. Ich współpraca szybko zaczęła przypominać mariaż: obaj mieli niemal identyczne koncepcje na budowę drużyny i jej styl gry. Rezerwy „Blaugrany” zdetronizowały rozgrywki Tercera Division i awansowały do trzeciej ligi. Gdy tylko zwolniono Franka Rijkaarda z posady szkoleniowca pierwszej drużyny Barcelony, Guardiola stał się faworytem do jej objęcia. Stało się tak, jak przewidywały media, a tandem Guardiola-Vilanova zbudował prawdopodobnie najlepszą Barcę w historii. Grającą ofensywny, atrakcyjny, kombinacyjny futbol. FC Barcelona na europejskiej arenie piłkarskiej rządziła niepodzielnie przez co najmniej cztery sezony i choć największe zasługi przypisywano piłkarzom czy pierwszemu trenerowi, swoją rolę w zachowywaniu taktycznej dyscypliny niewątpliwie miał właśnie Vilanova. Nie był jedynie cieniem Guardioli. Po ogłoszeniu swojej rezygnacji z posady trenera Guardiola nie musiał wyznaczać kontynuatora projektu wielkiej Barcelony- wszyscy dobrze wiedzieli, że tylko człowiek, który ma pasję, pomysły i zapał, a w dodatku spędził u boku Guardioli dobre parę lat, może z powodzeniem doskonalić to, co już wcześniej wydawało się perfekcyjne i nic nie pokrzyżuje jego planów…
A jednak pokrzyżowało… Tak zwany „pierdolony rak”. Nowotwór ślinianki, zdiagnozowany w 2011 roku. To przez walkę z jednym z najrzadszych rodzajów nowotworów Tito musiał trzykrotnie zawieszać swoje obowiązki trenera Barcelony i w pewnym momencie częściej widywaliśmy na ławce asystenta Jordiego Rourę niż samego Vilanovę. Mimo walki z okropną chorobą kataloński szkoleniowiec odniósł zwycięstwo w lidze w swoim debiutanckim sezonie jako menedżer (ta sztuka udała się łącznie siedmiu trenerom Barcy). Cały czas toczył jednak walkę o najwyższą stawkę, wobec której każde inne zwycięstwo wydaje się błahe i nieistotne… Po roku pracy w Barcelonie Vilanova zrezygnował, by poświęcić wszystkie swoje siły na walkę z nowotworem. W ostatnich dniach hiszpańskie media donosiły o coraz wyraźniej pogarszającym się stanie bohatera artykułu. W czwartek trafił on do katalońskiej kliniki Quiron ze względu dotkliwych bólów żołądka. Szybko okazało się, że to nawrót nowotworu. Natychmiast zoperowano Vilanovę… Wczoraj po południu rodzina poinformowała, że Tito Vilanova zmarł… Opuścił żonę Montse, córkę Carlotę i syna Adrię.
Zwlekałem z tym tekstem, bo liczyłem że uda się napisać coś na spokojnie. Że dziś pokusimy się jedynie o wspomnienie człowieka, który po prostu był ważny dla Barcelony i jego śmierć to wstrząs dla piłkarskiego świata. Tak się niestety nie da. Ostatnie dwa lata Tito Vilanovy to historia niewątpliwej siły, walki… Walki, w której został pokonany. To prawda…
Ale kiedy przegrywasz mecz, wspierany rykiem tysięcy gardłem i kiedy dajesz z siebie absolutnie wszystko… W gruncie rzeczy wygrywasz. I na zawsze pozostajesz dla swoich kibiców „sempre eterno”.
MARIUSZ JAROŃ
fot. twitter.com