W internecie powstały strony „Grajcie na Wawrzyniaka, on jest cienki”, „Poślizg Wawrzyniaka”. Dzisiaj, po fatalnym występie Boenischa wreszcie wypada stanąć w jego obronie. Gdyby ktoś zrobił to wcześniej -zalałaby go fala krytyki, wyzwisk i naraziłby się pewnie na podobną szyderę, co sam zainteresowany. Teraz można zaryzykować stanowcze stwierdzenie. Dla reprezentacji Polski lewy obrońca Legii jest w tej chwili niezbędny, nie ma kompletnie NIKOGO, kto mógłby go zastąpić.
Jakub Wawrzyniak oczywiście święty nie jest. Na swoim koncie ma kilka wpadek, jak właśnie słynny poślizg w meczu z Niemcami, czy zawalenie kilku naprawdę ważnych bramek w meczach warszawskiej Legii, jak choćby ta ze Spartakiem Moskwa. Wielokrotnie gubi krycie, nie wraca do obrony, zdarzają się kiksy. Ale ma jedną cechę, kluczową moim zdaniem dla kadrowicza, a której nie można Kubie odmówić. Wawrzyniak to boiskowy wojownik. Kto nie wierzy, niech obejrzy sobie jeszcze raz dwumecz Legii ze Steauą. Nie zawsze wychodzi, często bywa wręcz śmiesznie, ale akurat jemu ambicji odmawiać nie wypada. Szczególnie jeśli porównamy go z innymi. Poza tym ten zawodnik ma coś, co powinien mieć każdy nowoczesny boczny obrońca – łatwość w grze ofensywnej. Duża wytrzymałość, do tego dobre dośrodkowanie i naprawdę silne uderzenie. To cechy, które stanowią ogromną wartość dodaną u Jakuba.
Ale „Rumiany” to piłkarz pechowy. Jego wpadki są bardzo widoczne i łatwo je wypunktować. Jednak on na to wszystko odpowiada wolą walki i ambicją. Oczywiście miewa słabe momenty i wpadki nie są wymysłem internautów. Jednak cała szydera wokół tego piłkarza jest co najmniej lekko przesadzona. Wpadka w meczu z Niemcami to dla większości kibiców prawdopodobnie jedyna podstawa, żeby stwierdzić, to co krzyknął jeden z kibiców Podbeskidzia – Wawrzyniak jest cienki. I tak się utarło. Mało kto pamięta, że chociażby we wspomnianym meczu ligowym, Kuba strzelił piękną bramkę, kilkanaście minut później.
A zresztą, zróbmy króciutką analizę, kto jeśli nie Wawrzyniak? W Lechu na lewej obronie gra Henriquez, w Śląsku Dudu Paraiba. Niektórzy sugerowali, że w kadrze powinien grać Brzyski – ten jednak na co dzień przegrywa rywalizację właśnie z Wawrzyniakiem. Marcin Komorowski? Dużo lepiej spisuje się na środku. Tomasz Lisowski? Nawet nie łapie się już do składu Korony.
Na deser mamy wyśmienitą delicję. Pozwolę sobie przytoczyć fragment tekstu napisany przez naszego redakcyjnego kolegę, Michała Siwka:
„Osobny akapit rezerwuję dla niekwestionowanego gwiazdora i bohatera tego spotkania – Sebastiana Boenischa. Tenże podstawowy piłkarz trzeciej drużyny Bundesligi prezentuje tak fenomenalną technikę, że przyjęciem lekkiego, celnego podania mógłby przelobować Petera Croucha. Choć niewątpliwie wyglądałoby to efektowniej, gdyby stał koło niego ktokolwiek. Jakby to powiedział redaktor Borek: To jest zupełnie inny poziom . Boenisch gdy biegnie z piłką skrzydłem myśli chyba o jutrzejszym deserze w towarzystwie Stefana Kiesslinga, bo na pewno nie o tym co zrobić z tym okrągłym czymś co ma pod nogą… Gdy Sebek dobiega do rywala z zaskoczeniem uświadamia sobie, że ten przedmiot się kopie. Potem dochodzi do niego, że przecież właśnie za to mu płacą. Ale wtedy Sebek już tego okrągłego pod nogami nie ma a sam leży na ziemi. Bo przecież nie wraca do obrony…”
Podpisuję się pod nim obiema rękami. A co do samego Wawrzyniaka – nie jest cienki, acz pechowy.
A naszym największym pechem w meczu z Czarnogórą i San Marino było to, że doznał kontuzji.
kf