Wiemy, że na pierwszy rzut oka pomysł powołania Korzyma jest totalnie absurdalny, ale, jeśli spojrzeć na niego szerzej… czemu nie?
Po pierwsze – Lewandowski potrzebuje partnera, który przepychałby się z obrońcami. A kto przestawia szafy lepiej niż Korzym? Jakoś trudno nam wyobrazić sobie w tej roli Teodorczyka lub Milika. To gorsze kopie Lewandowskiego. Podobne charakterystyki. Ot, zrobią to samo, co „Lewy”, tylko że trochę gorzej.
Potrzebne jest uzupełnianie się, a nie dublowanie.
Ostatnia dobrze funkcjonująca dwójka napastników w Polsce, czyli Sobiech – Niedzielan, opierała się na skrajnościach. Jeden wysoki, grający tyłem do bramki, robiący miejsce. Drugi – szybki, wybiegany, czekający na prostopadłą piłkę. „Lewy” jest na tyle wszechstronny, że spokojnie może grać tego drugiego.
Po drugie – ambicja, charakter, wola walki, zaangażowanie. Może dać reprezentacji cechy, które znamy już tylko z archiwalnych taśm.
Po trzecie – to na chwilę obecną najlepszy napastnik polskiej ligi. Cztery bramki w czterech kolejnych meczach w – nie oszukujmy się – przeciętnej Koronie Kielce to świetny wynik. Liczymy cztery, bo nieuznane trafienie z Lechią uznajemy za prawidłowe. Obecna forma Korzyma – życiówka.
Inna kandydatura o podobnej charakterystyce – Marek Saganowski. Mamy nadzieję, że na kolejne mecze ktoś z tej dwójki dostanie powołanie. Na dzień dzisiejszy w znacznie lepszej formie jest „Korzeń”.
jb
Fot. Mateusz Pietrasiewicz