1/4 bez Anglików. Wypadek przy pracy?

Lampka ostrzegawcza zapaliła się już rok temu, gdy niewiele zabrakło, by ćwierćfinale Ligi Mistrzów nie znalazł się żaden angielski zespół. Wówczas jednak honor wyspiarskiej piłki uratowała Chelsea, która zdołała odrobić straty z pierwszego meczu i cudem wyeliminowała w 1/8 włoskie Napoli, a później sięgnęła po Puchar Europy. Tym razem jednak szczęście nie uśmiechnęło się do angielskich klubów i nic już nie wybieli ich kiepskiego wrażenia, jakie po sobie zostawiły w Pucharze Europy. Po raz pierwszy od 1996 roku, w najlepszej ósemce europejskich klubów nie ma przedstawiciela Premier League. Tegoroczny finał na Wembley obędzie się bez Anglików.

Jak na ironię, zespół, który w tym roku jako ostatni próbował ratować honor angielskiego futbolu, czyli Arsenal Londyn, odpadł na tym samym terenie, na którym w ubiegłej edycji po trofeum Ligi Mistrzów sięgnęła Chelsea. Właśnie na Allianz Arena odbył się poprzedni finał, i właśnie na Allianz Arena, po zaciętej walce, Arsenal wygrał wczoraj 2-0, ale odpadł, gdyż w pierwszym meczu uległ u siebie Bayernowi 1-3.

To pierwszy taki przypadek od 17 lat. W 1996 roku też żadnemu angielskiemu klubowi nie udało się dotrzeć do ćwierćfinału, choć wtedy Liga Mistrzów była nieco innym turniejem – udział wziął wtedy tylko mistrz kraju, Blackburn Rovers, które dość niespodziewanie sięgnęło po ligowy prymat, ale już na europejskiej scenie nie zdołał nawet przedrzeć się przez fazę grupową.

O ile w poprzednim roku szczęście uśmiechnęło się do Chelsea (w 1/8 Napoli wygrało pierwszy mecz 3-1, ale rewanż stał pod znakiem pomyślnej gonitwy, gdyż Chelsea wygrała 4-1), o tyle tym razem Anglicy mieli pecha. Arsenal napędził stracha Bawarczyków, ale ostatecznie po raz kolejny odpadł tuż po wyjściu z grupy. Manchester United tydzień wcześniej też był blisko awansu, ale po kontrowersyjnym dwumeczu, musiał uznać wyższość Realu Madryt. Skompromitowała się Chelsea, która jako pierwszy obrońca tytułu LM w historii nie wyszła z fazy grupowej. Na tym samym etapie zatrzymał się w tym roku Manchester City, choć w tym przypadku trzeba oddać, że trafił na trudną grupę – z Realem, Dortmundem i Ajaxem. City zakończyło zmagania na ostatniej lokacie.

- To wielkie rozczarowanie dla naszego futbolu, do którego nie przywykliśmy w ostatnich latach – wyznał wczoraj Arsene Wenger, szkoleniowiec Arsenalu. – To może być dla nas pobudka, która uzmysłowi nam, że reszta Europy ucieka angielskiej lidze. Może to sprawi, że zaczniemy inaczej myśleć o przyszłości o Premier League.

Francuskiemu szkoleniowcowi trzeba oddać, że słusznie troszczy się o perspektywy Premier League. Co prawda, jest to produkt świetnie wypromowany, o większym zasięgu niż choćby La Liga, Bundesliga, czy Serie A, oglądany przez kibiców na całym świecie. Niemniej – atrakcyjność produktu nie zawsze oznacza jakość. Wygląda na to, że przygotowanie fizyczne, które kiedyś uchodziło za wizytówkę angielskich drużyn, nie jest dziś ich najmocniejszą stroną. Angielskie tuzy popełniają ponadto sporo błędów w defensywie. Trzeba się zastanowić, czy napięty terminarz nie wpływa destrukcyjnie na grę czołowych ekip, które muszą rywalizować nie tylko w lidze i Lidze Mistrzów bądź Lidze Europejskiej, ale także w dwóch oddzielnych pucharach krajowych. Do tego dochodzi brak przerwy zimowej, która uniemożliwia zawodnikom niezbędny odpoczynek.

Kiepską stroną angielskiej piłki, jak się okazuje, stają się powoli finanse. Finansowe Fair Play ma uzdrowić gospodarkę w Premier League, gdzie kluby wyraźnie przepłacają. Tutaj wzorem do naśladowania powinna być Bundesliga, w której już kilka lat temu poświęcono się spłacaniu długów. Teraz przynosi to wymierne korzyści.

Anglików pociesza Jupp Heynckes. – Bywały lata, kiedy i niemieckie zespołu niefortunnie odpadały na samym początku. Takie cykle w futbolu to normalna rzecz, jestem spokojny o to, że już za rok Anglicy wrócą do Ligi Mistrzów silniejsi – przekonuje trener Bayernu. Czas pokaże, czy tegoroczna klęska Premier League to tylko wypadek przy pracy, czy może rozwijająca się tendencja. W każdym razie tym, którzy uważają, że angielska liga nie jest najlepsza na świecie, przybył kolejny poważny argument.

Pin It