Turyńska czkawka – nieudany włoski epizod Iana Rusha

Mówisz Ian Rush, myślisz Liverpool. Walijczyk jest najlepszym strzelcem w historii The Reds i z pewnością spora liczba osób kojarzy go tylko z tym klubem. Piętnaście lat spędzonych na Anfield. W miejscu, gdzie zawsze czuł się świetnie. Pobyt ten przerwany był tylko raz – przez epizod we włoskim Juventusie. Stara Dama nie zdołała w żaden sposób uwieść Rusha i ten zaledwie po sezonie wrócił do czerwonej części Merseyside .

***

Z Liverpoolem pierwszy raz pożegnał się w roku 1987. Odchodził, słuchając peanów na swój temat. Po okresie glorii, kiedy to z nim w składzie zespół czterokrotnie zdobywał mistrzostwo kraju. W dwóch przypadkach musiał się zadowolić niższym stopniem podium. Z Kennym Dalglishem byli postrzegani jako najgroźniejszy atak brytyjskiego futbolu. Po takiej bogatej przygodzie, jaką Rush odbył na Anfield, ciężko doszukiwać się znaczących niepowodzeń. A jednak, zdarzyło się i to. Złym miejscem na kontynuowanie kariery okazał się być Turyn.

Po transferze oczekiwania na pewno były duże. Pewnie działaczom marzyło się, aby były zawodnik Liverpoolu w jakiejś części dokonał tego, co inny Walijczyk – John Charles. W latach 50. i 60. XX wieku spędził on tam pięć naprawdę udanych sezonów, przypieczętowując to trzema mistrzostwami i dwoma pucharami Włoch. Jego młodszy rodak z pewnością klasyfikował się w gronie najlepszych napastników globu. A i Juventus był znaną marką, oczekującą sporych sukcesów. Te dawali im, na niedługo przed przyjściem Rusha, między innymi Michel Platini oraz Zbigniew Boniek. Jednak w sezonie 1987/1988 ani nazwisko Polaka, ani Francuza w kadrze Starej Damy nie widniało. Głównie na barkach napastnika z charakterystycznym wąsem spoczywała odpowiedzialność za osiągane wyniki. A w szczególności, za zdobywane bramki. Wyżej wspomniany Platini, trzykrotny zdobywca Złotej Piłki stwierdził, że w tym czasie turyński zespół był coraz słabszą drużyną. Niemal idealnie ziściło się to na boisku. Zamiast walki o mistrzostwo kraju – szóste miejsce. Liga Mistrzów była zamkniętym tematem, bowiem Italię w tamtym sezonie reprezentowało Napoli. Juventusowi na pocieszenie pozostał Puchar UEFA. Ale i to pocieszenie okazało się marne. Podopieczni Rino Marchesiego odpadli z niego już w 1/16 finału. Pogromcą był grecki Panathinaikos. O wiele bliżej sukcesu Stara Dama była w Coppa Italia. Wyeliminowanie w półfinale musiało boleć, tym bardziej, że dokonał tego lokalny rywal – Torino. Walijczyk określa się lisem pola karnego. Zgrany kolektyw, jaki miał w Liverpoolu sprawiał, że koledzy, na czele z Dalglishem, bez problemu wypracowywali mu sporo okazji. W ówczesnym Juventusie takiej osoby brakowało. Na własnej skórze odczuł to Rush, dla którego pod względem statystyk była to najgorsza kampania od długiego czasu. W zmaganiach ligowych zdobył tylko siedem goli. ( TUTAJ czytaj o Johnie Charlesie – walijskim księciu futbolu!)

W wielu przypadkach, kiedy zawodnik zmuszony jest do zmiany otoczenia, daje o sobie znać kłopot z aklimatyzacją. Niewątpliwie, mógł to być jeden z czynników argumentujących włoską niemoc Iana Rusha. Problemy z językiem, co prowadziło do braku porozumienia zarówno w szatni, jak i na boisku. Dla Walijczyka taka przeprowadzka pewnie nie byłaby dużym problemem, gdyby serce nie zostało na cały czas w Liverpoolu. Turyn natomiast po czasie całkowitych niepowodzeń, dał o sobie znać dużą dozą krytyki. Jednak tę serwowała jedynie prasa. Sam Rush w swojej biografii wspomniał, że z kibicami potrafił się utożsamiać. Był człowiekiem jak każdy inny, nikim ponad. To dało mu szacunek wśród sympatyków Bianconerich. Bardzo możliwe, że to był najbardziej pozytywny aspekt rocznego pobytu Walijczyka we Włoszech. ( TUTAJ czytaj o Tonym Pulisie – magiku z Selhurst Park).

Niepowodzenia na Półwyspie Apenińskim mogły sprawić, że do Liverpoolu Rush wróci z podkulonym ogonem, że ta druga wizyta na Anfield nie będzie tak udana, jak pierwsza. Jednak ten stadion, jak się okazało, można określać domem Walijczyka. Domem, w którym zawsze czuje się dobrze. Powrót przyniósł kolejne zwycięstwa, powrót do chwały, kolejne tytuły. Ian Rush był wielkim piłkarzem, z Wielką Brytanią, a szczególnie z Liverpoolem w sercu. Podniósł się, mimo słabego epizodu we Włoszech, narażającego go na krytykę. Podniósł się, by złotymi zgłoskami zapisać się w kartach klubu z Merseyside.

JAKUB GRYSIEWICZ

fot: mirror.co.uk

Pin It