Tony Pulis. Magik z Selhurst Park

463472875-crystal-palace-manager-tony-pulis-waves-as-he-walks-out Kilka tygodni temu Jose Mourinho stwierdził, że to mocny kandydat do nagrody menedżera roku. The Special One postawił jednak warunek – musi zostać osiągnięty cel. Cel wydający się jeszcze kilka miesięcy temu niemożliwy do zrealizowania. Na szczęście nikt o tym nie powiedział Tony’emu Pulisowi.

***

Crystal Palace przekroczyło wczoraj barierę 40 punktów, czyli ogólnie przyjętą granicę zapewniającą byt w Premier League. Walijczyk w decydującej bitwie zwyciężył innego pretendenta do miana trenera sezonu, Roberto Martineza, dla którego już być może niepowodzeniem zakończył się wariacki sprint po czwarte miejsce w lidze. Co gorsza – Hiszpan piłkarskie Waterloo zaliczył na własnym terenie. Pulisa to jednak nic nie obchodzi. Wielokrotnie podkreślał, że sytuację na górze tabeli ma w głębokim poważania. Liczyła się tylko bezpardonowa walka o przetrwanie i o zachowanie renomy. 56-latek to bowiem jeden z niewielu doświadczonych szkoleniowców bez degradacyjnej plamy w CV. ( TUTAJ czytaj o tym, jak Pulis przejmował Crystal Palace).

Posada w Crystal Palace była gorącym kartoflem przerzucanym w medialnych spekulacjach między różnorakimi menedżerami. Rozdęta kadra, pełna futbolowych odpadków. Brak tożsamości drużyny. Brak choćby namiastki stylu. Brak perspektyw. Orły za Iana Hollowaya grały, a raczej próbowały grać, radosny, beztroski futbol. Taki sam, jaki przynosił skutki w Championship. Szczebel wyżej mało pragmatyczna filozofia Anglika urodziła jednak nieatrakcyjną breję, z fatalną defensywą i zerową wolą zwycięstwa. I co ważniejsze – z dziewięcioma porażkami w inauguracyjnych jedenastu meczach, co oznaczało spaloną ziemię odstraszającą wysoko notowanych, lecz bezrobotnych w grudniu zeszłego roku menedżerów.

Wyzwania podjął się wreszcie Pulis, co kibice na Selhurst Park przyjęli z lekkim niepokojem. Walijczyk przypomina trochę Oresta Lenczyka i jego słynne zajęcia z piłkami lekarskimi. Nie wiem, czy menedżer Orłów ich akurat używa, lecz łatkę futbolowego dinozaura stworzyła jego przygoda ze Stoke. Awans do Premier League, rozepchnięcie się w środku tabeli, kwalifikacja do europejskich pucharów czy finału krajowego trofeum nie przysłaniały brzydoty The Potters . Nie maskowały ich stylu rodem z mrocznych dla angielskiej piłki lat ’80, zdominowanych przez łopatologiczne kick and rush. Futbolówka na Brittannia Stadium, częściej niż po trawie, wędrowała nad trybunami archaicznego obiektu. Niech to wyobrażenie spotęguje statystyka z pewnego meczu rozegranego w 2013 roku: najwięcej celnych podań (20) do Petera Croucha, środkowego napastnika, zaliczył….Asmir Begović. Golkiper. Rąbanka w klasycznym, brytyjskim wydaniu przynosiła co prawda wymierne efekty, lecz uważano, że blokuje ona rozwój drużyny. W maju zeszłego roku, po łącznie 10 latach pracy, dano Pulisowi w Stoke wilczy bilet. Misję odświeżenia zatęchłego stylu powierzono jego rodakowi, Markowi Hughesowi. ( TUTAJ czytaj o walijskim księciu futbolu!).

Szefowie Palace, zatrudniając sukcesora Hollowaya, nie kierowali się jednak artyzmem. Poza nudnym futbolem, Pulis gwarantował również solidność, poprawienie defensywy oraz zwiększoną dyscyplinę. Te punkty 56-latek wypełnił z pieśnią na ustach. Mimo wzrostu średniej bramek o ledwie 0.3, dwukrotnie zmniejszono średnią straconych goli (z dwóch do jednego na mecz). Najbardziej imponuje jednak statystyka czystych kont – od grudnia stołeczni zagrali na zero z tyłu w 43 % spotkań. Uwzględniając okres pracy Walijczyka, lepszy wynik osiągnęła jedynie Chelsea. To wszystko w zaledwie kilkanaście tygodni. Stary niedźwiedź wykazał się również niecodziennym jak na siebie taktycznym eklektyzmem. Stołecznym nie sprawia problemu wyjście na mecz w klasycznej formacji 4-4-2, asekuracyjnym 4-4-1-1, czy choinkowym 4-2-3-1. Orłom zdarzyło się nawet szybować w ustawieniu 4-3-3. Z rozbitej zbieraniny, Crystal Palace szybko przemieniło się w skonsolidowaną drużynę. Paczkę gości może nie grających najpiękniej, ale twardo i skutecznie. Szczególnie w obronie. Ulubionym wynikiem odmienionych londyńczyków jest osiągnięte dotąd pięciokrotnie 1:0. U Hollowaya zaś w ciemno można było stawiać u buka porażkę 0:2. Walijczyk zaraził podopiecznych tym, z czym przez lata kojarzyło się Stoke – głodem zwycięstwa nawet w beznadziejnych wydawałoby się momentach. Wirus ciężkiej pracy dopadł nawet Marouane’a Chamakha, znanego marokańskiego fircyka i lenia, doprowadzającego niegdyś szewskiej pasji samego Arsene’a Wengera. Dzisiaj 30-latek przeżywa mały renesans dawnej świetności z Bordeaux. ( TUTAJ czytaj o końcu Arsene’a Wengera w Arsenalu!).

W stolicy Anglii. zamiast spalonej ziemi, wyrósł potencjał na obfite plony w kolejnym sezonie.

Cegiełkę, a właściwie cegłę, dołożyły transfery. Zimą, odwrotnie niż inne drużyny zagrożone spadkiem, klub nie panikował i nie kupował na potęgę szrotu. Pulis uważnie monitorował rynek i na sam koniec okienka sięgnął po pięciu graczy. Scott Dann ostatecznie zakończył czyszczenie Stajni Augiasza w obronie. Joe Ledley został niekwestionowanym liderem drugiej linii. Tom Ince, jeszcze niedawno cudowne dziecko angielskiej piłki, mimo zaledwie czterech meczów, poprowadził zespół do arcyważnego zwycięstwa nad West Browmich Albion. Wayne Hennessey narzuca presję coraz lepszemu Speroniemu. Jason Puncheon, wyrzutek z Southampton, na Selhurst Park wrzucił piąty bieg, stając się centralną postacią Orłów i głównym architektem utrzymania.


Everton 2-3 Crystal Palace All Goals… przez All_Goals

Pulis, chociaż wiekiem daleko mu do miana nestora, ma zdecydowanie niedzisiejszą mentalność. W dobie wszechobecnego pseudo profesjonalizmu i pr-owej grzeczności, trener zarządził dla swoich podopiecznych…imprezę. Nie chodziło rzecz jasna o libację w stylu Legii z lat 90′. Menedżer zaprosił piłkarzy do świeżo otwartej restauracji ich bramkarza, Juliana Speroniego. Zakaz spożywania alkoholu nie obowiązywał. Trener wręcz namawiał kilku abstynentów, by ci, dla rozluźnienia, zaaplikowali sobie lampkę wina. Odbiegające od dzisiejszej normy metody budowania atmosfery nie zadziałał pod względem sportowym. W najbliższym po owej wieczerzy meczu Crystal Palace uległo Manchesterowi United. Pulis wygrał jednak coś wartościowszego – emocjonalnie scementowaną, pozbawioną fermentu szatnię oraz dozgonną miłość podwładnych. Mile Jedinak uważa, że trener jest dla Palace, kim dla Chelsea stal się dekadę temu Jose Mourinho. Puncheon podziela zdanie oryginalnego The Special On e co do wyboru menedżera roku. Opinię popierają internauci, co wywindowało byłego trenera Stoke na drugie miejsce w drodze po statuetkę. Przynajmniej według bukmacherów. ( TUTAJ czytaj o tym, jak Pulis przejmował Crystal Palace).

W drodze po nagrodę prowadzi, jak długo prowadzić będzie w tabeli Liverpool, Brendan Rodgers. Jednak dokonanie Pulisa nie może pójść niepamięć. Dawno bowiem nie obserwowaliśmy tak spektakularnie wygranego bytu w Premier League. Odrodzenia napisanego czterema kolejnymi zwycięstwami. I to nawet nie przeciwko ogórkom, tylko między innymi z Chelsea i Evertonem, na wyjeździe(!), a więc zespołami bijącymi się o czołowe lokaty. Ostatni raz podobna seria wydarzyła się w listopadzie 1994 roku. Czasach, gdy za młodego uchodził Ryan Giggs. By w pełni oddać spektakularność tej metamorfozy, wystarczy dopowiedzieć, że w tabeli uwzględniającej tylko okres od zmiany warty w południowym Londynie, Crystal Palace zajmuje ósme miejsce, ze średnią 1.5 punktów na mecz. Dla porównania – otoczony wartymi łącznie setki milionów funtów David Moyes zanotował wynik jedynie o 0,18 oczek  lepszy. ( TUTAJ czytaj o najnowszych, wielkich zakupach Moyes’a).

Walijski trener dotąd nie chciał rozmawiać o przedłużeniu kontrakt. Teraz, gdy osiągnął zakładany cel, może w spokoju planować sierpniową kampanię. Chyba, że znajdzie się wakat w mocniejszej drużynie, a londyński cud da Pulisowi ofertą życia. Pisałem o tym przy okazji jego objęcia sterów w Palace . Zdanie podtrzymuję. Tak spektakularny sukces, czyli uratowanie spadających w przepaść Orłów , nie może ujść uwadze lepszym ekipom. Kto wie zatem, który klub za rok będzie prezentował najbardziej najbrzydszy, a jednocześnie najskuteczniejszy futbol w Premier League?

TOMASZ GADAJ

fot. ftbpro.com

Pin It