Sylwester Czereszewski − piłkarz, który w przeszłości grał zarówno w Legii, jak i w Lechu podzielił się z nami spostrzeżeniami przed sobotnim hitem T-Mobile Ekstraklasy. „Czereś” jest przekonany, że będziemy świadkami bardzo dobrego widowiska.
***
Sporo telefonów odebrał pan w związku z sobotnim meczem? Media pamiętają o panu?
Trochę tak. Odzywały się gazety regionalne, ogólnopolskie dzienniki również. Nie powiem, kręci się.
Jak pan wspomina starcia z Lechem Poznań w czasach gdy był pan legionistą? Co szczególnie utkwiło panu w pamięci?
Jak podejmowaliśmy Lecha na Legii, to zawsze było ciężko. Powiem szczerze, że nigdy nie wygrałem z Lechem przy Łazienkowskiej. Pamiętam jednak jeden mecz, w którym pokonaliśmy Lecha w Poznaniu, w konsekwencji czego lechici spadli do drugiej ligi. Było wtedy 2:1 dla nas, a Michał Goliński bodajże strzelił samobójczego gola. To starcie z Lechem utkwiło mi najbardziej w pamięci.
Była satysfakcja, że spuszczacie „Kolejorza” z ligi?
Nie. Wiadomo, kibice obu drużyn się nie lubią. Piłkarze tak tego nie odbierają. Nikt oczywiście nie życzył spadku jednej, czy drugiej drużynie. Zarówno piłkarze, jak i kibicie z niecierpliwością czekają właśnie na starcia Legii z Lechem.
Jako piłkarz Lecha wystąpił pan przeciwko „Wojskowym”?
Tak, zagrałem w obu meczach. Nie były to jednak spotkania o taką stawkę, jak obecnie. Legia wówczas nie walczyła o mistrzostwo, a Lech był w dole tabeli. W stolicy przegraliśmy, a u siebie był remis. Ale mówię – były to pojedynki bez historii.
Wróćmy do teraźniejszości. Jak pan sądzi, sobotni hit będzie emocjonującym widowiskiem, czy raczej obie ekipy zagrają asekuracyjnie?
Myślę, że będziemy świadkami dobrego widowiska. Ja stawiam na bramkowy remis. Wydaje mi się, że szanse są równie – Lech prezentuje się nieco lepiej, ale Legia gra u siebie i to się równoważy. Lech jest jednak stworzony do wygrywania na wyjazdach, co niewątpliwie jest zasługą trenera Mariusza Rumaka. Lechici mają kim postraszyć. Mam nadzieję, że nie będzie tam żadnych kalkulacji – może w pierwszych pięciu, dziesięciu minutach. Lech będzie bardzo zdeterminowany wygrać, żeby na finiszu ligi wyprzedzić stołeczny zespół. Ewentualny remis nic im raczej nie da.
Nie ma co ukrywać, że „Ljubo” w ataku robi różnicę – czy trenuje na 100%, czy nie. Swoimi występami potwierdził, że jest jednym z lepszych piłkarzy w naszej lidze.
Czym lechici mogą wygrać sobotni mecz? W jakim elemencie gry Lech przewyższa lidera Ekstraklasy?
Myślę, że poznaniacy mają większą liczbę ofensywnych piłkarzy, którzy mogą wpłynąć na końcowy wynik spotkania. Jest tam pięciu, sześciu graczy, którzy mogą strzelić bramkę. W Legii niestety jest tych egzekutorów mniej − Wladimir Dwaliszwili, Jakub Kosecki, Marek Saganowski, może Miro Radović. Nie ma już Danijela Ljuboi. W Lechu jest to jednak bardziej rozłożone. Wydaje mi się, że Legia będzie musiała przede wszystkim skupić się na środkowej formacji zespołu trenera Rumaka. Co mecz strzela kto inny. To właśnie linia pomocy Lecha jest najgroźniejsza. Ponadto „Kolejorz” jest rozpędzony. Imponują te kolejne wyjazdowe zwycięstwa. Są ewidentnie w gazie.
Co pan sądzi o sytuacji z Danijelem Ljuboją? Jak to może wpłynąć na Legię?
Dla mnie to kompletne nieporozumienie. Wiadomo, że Legia ciągle walczy o mistrza, zbliża się mecz sezonu z Lechem, a takie historie na pewno nie pomagają. Ljuboja jaki jest, taki jest – wiadomo. Dużo jednak się przysłużył Legii i wydaje mi się, że można było to załatwić inaczej – może po zakończeniu sezonu. Nie ma co ukrywać, że „Ljubo” w ataku robi różnicę – czy trenuje na 100%, czy nie. Swoimi występami potwierdził, że jest jednym z lepszych piłkarzy w naszej lidze.
Z drugiej jednak strony Serb nie zachował się profesjonalnie. Wiadomo, można wyjść i uczcić zdobycie Pucharu Polski. Legia jednak już za chwilę miała bardzo ważny mecz z Jagiellonią no i w sumie nie dziwię się, że posypały się takie kary. To są przecież piłkarze Legii Warszawa, nawet jakby nie trafili na prezesa, to ktoś by ich poznał. Nawet jakiś „niedzielny” kibic bez trudu rozpoznałby stołecznych piłkarzy. Serbowie trochę przesadzili.
Która Legia jest według pana lepsza? Ta, z którą zdobywał pan mistrzostwo, czy obecna?
W czasach, w których my graliśmy – porównując całą ligę – więcej było indywidualności. Teraz jest inaczej. Zazwyczaj na tle drużyny wyróżnia się jeden piłkarz, a reszta gdzieś ginie. Za moich czasów więcej było zawodników, którzy kreowali grę jak Mariusz Piekarski, Marek Citko, Darek Czykier, Rysiek Staniek czy Tomek Sokołowski. Oni sprawiali, że Marcin Mięciel czy Czarek Kucharski dochodzili do bardzo wielu sytuacji bramkowych.
Futbol się bardzo zmienił. Obecnie jest zdecydowanie szybszy. Wydaje mi się, że tamta Legia − lub Wisła czy Widzew − była lepsza piłkarsko. Kiedyś łatwiej stwarzało się zagrożenie pod bramką przeciwnika. Teraz widać, że to się zmieniło. Legia mimo że wygrywa, to grając ze słabszymi przeciwnikami bardzo się męczy. Szczególnie w rundzie wiosennej. Niby cały czas punktuje, ale te zwycięstwa nie są przekonywujące. Niemniej jednak ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, która ekipa jest/była lepsza.
Godzina 13:30 w sobotę to odpowiednia pora do rozgrywania takiego meczu?
Najlepiej jakby to była godzina 21:00. Wiadomo jednak, że to zależy od telewizji – ona decyduje. Szkoda. Dla kibiców, jak i dla piłkarzy lepiej by było, żeby ten pojedynek rozpoczął się późnym wieczorem. Zroszona murawa, sztuczne oświetlenie, rzeźkie powietrze. O tym decyduje jednak telewizja.
Jeżeli by to zależało od pana, to którą drużynę wybrałby pan do reprezentowania naszego kraju w eliminacjach Ligi Mistrzów?
(po dłuższym zastanowieniu) Legia gra taki futbol typowo niemiecki – dość nieprzekonywujący, ale skuteczny. Lech natomiast gra bardzo ofensywnie, skutecznie i ładnie dla oka. Szczerze mówiąc, jako bezstronny kibic wybrałbym jednak Lecha. Wydaje mi się, że „Kolejorz” jest minimalnie lepszy.
Rozmawiał JAKUB KOWALEWSKI
***
Czytaj także: Czesław Jakołcewicz: Najpierw Legia, potem Liga Mistrzów!
Pingback: Ludo Obraniak – szacunek! | FootBar
Pingback: Czesław Jakołcewicz: Lech mistrzem! | FootBar