Łukasz „Juras” Jurkowski: Banda darmozjadów nie może zarabiać milionów

Z Łukaszem „Jurasem” Jurkowskim, byłym zawodnikiem MMA, a obecnie komentatorem tej dyscypliny i prywatnie kibicem Legii Warszawa porozmawialiśmy o stosunkach między zawodnikami sztuk walki a piłkarzami, różnicach w podejściu do treningu, teatralnych upadkach na boisku, problemach z „kibolami”, a także wielu innych sprawach. Zapraszamy do lektury, bo warto.

HDP-RGOL-640x120

Czy zawodnicy uprawiający sztuki walki nie lubią lub też nie tolerują piłkarzy?

Nie, myślę, że to mocno przesadzone stwierdzenie. Ja sam mam kilku znajomych wśród piłkarzy i jak najbardziej darzę ich szacunkiem. Nie lubią to za mocne słowo, ale na pewno patrzą trochę ironicznie na ich wygłupy na boisku. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, co my robimy na macie i później spojrzymy na piłkarza, który po minimalnym kontakcie z rywalem robi trzy salta i krzyczy, jakby mu urwało nogę, no to nie da się nie podchodzić do tego z politowaniem. Facet to jest facet i w każdej sytuacji powinien się tak zachowywać.

TUTAJ czytaj o prawdziwych twardzielach, piłkarzach z charakterem!

Spotkałem się z taką tezą – piłkarze mniej się poświęcają od np. zawodników MMA, a zarabiają dużo więcej. Coś w tym jest?

No tak. Zawodnik sztuk walki wkłada w pojedynczy trening czy w cały cykl tygodniowy nieporównywalnie więcej wysiłku od piłkarza, a później – powiedzmy – za tę samą robotę jest wynagradzany przynajmniej sto razy gorzej. To na pewno ma wpływ na komentarze o zniewieściałości piłkarzy czy o braku sympatii do nich. Wynika to z pewnego poczucia niesprawiedliwości. Ja jestem za tym, aby każdy zarabiał adekwatnie do swoich umiejętności. Jeśli masz talent, który poparłeś pracą i są z tego efekty, super, zarabiaj miliony. Jednak jest coś nie tak, kiedy w czoło kopie się sowicie opłacana banda darmozjadów, która często gra gorzej niż my na rozgrzewkach. To nie jest fajne i gdy zawodnicy sztuk walki na to patrzą, to ich to prostu wkurwia.

Mówiąc o poświęceniu mam na myśli też dietę. Wyobrażasz sobie, aby na obozie przed walką hucznie świętować czyjeś urodziny tak, jak ostatnio robili Rafał Murawski z Bartoszem Ślusarskim w Lechu?

To już jest etyka sportowca. Niezależnie, czy grasz w piłkę, czy walczysz na macie, kiedy masz robotę do wykonania, musisz się na niej skupić. Przed walką każdy dba o formę, skrupulatnie liczy kalorie, więc nie pozwoli sobie na jedno czy dwa piwka, ale później przychodzi czas na odstresowanie. Po walce można wypić flaszkę, nadrobić zaległości towarzyskie, trochę się pobawić i następnie wracać do pracy. Trzeba wiedzieć, kiedy i na co można sobie pozwolić. Zawsze powtarzam moim zawodnikom jedno: jest czas na pracę i jest czas na zabawę.

Skoro mówimy o diecie i dbaniu o siebie, to nie możemy pominąć sprawy ściśle z tym związanej, czyli muskulatury. Chodzi mi oczywiście o sylwetki Możdżenia i Kamińskiego.

To jest żart. Oczywiście na tym przykładzie nie możemy generalizować obrazu polskiego ligowca, bo przecież są też tacy zawodnicy, jak Henrik Ojamaa czy Kuba Rzeźniczak, po których widać, że dbają o formę. Natomiast budowa Marcina Kamińskiego jest żartem z polskiego systemu szkolenia i wiedzy o przygotowaniu atletycznym. Tak nie może wyglądać środkowy obrońca. Mam wrażenie, jakby nigdy nikt z tym chłopakiem nie pracował, tylko kazał mu biegać kółka wokół boiska.

A ta sprawa nie została trochę rozdmuchana, bo jednak wygląd to nie wszystko.

No trochę tak. Np. w sportach walki wielkość mięśnia nie decyduje tak naprawdę o niczym. Zapewniam, że gdyby wielu fighterów klasy mistrzowskiej zobaczyć na plaży, to jeśli ktoś by ich już wcześniej nie znał, nigdy nie powiedziałby, że np. walczą w MMA. Z Kamińskim jest to delikatnie czepianie. Weszło rozdmuchało tę sprawę, ale od tego ono jest. Ja już to wcześniej mówiłem – póki gra dobrze, nie ma sensu go strofować. Z tym, że pewnie przyjdzie czas na zagraniczny wyjazd i pytanie, czy tam też się odnajdzie. Może się okazać, że jednak brakuje siły, którą spokojnie mógł wcześniej wypracować. Chciałbym zobaczyć, czy Kamiński jest w stanie przepchnąć dobrze zbudowanego napastnika.

Trudno sobie wyobrazić, by w walce bark w bark np. ze Zlatanem górą był Kamiński.

Bliżej jemu do spotkania z Lewandowskim. Robert też do ułomków nie należy i śmiem twierdzić, że Kamińskiego przestawiałby, jak dzieciaka. Środkowy obrońca to pozycja, która wymaga pewnego przygotowania atletycznego i wydaje mi się, że Marcin prędzej czy później będzie musiał nadrobić braki.

TUTAJ czytaj jak powinni odżywiać się sportowcy, a jak odżywiają się nasi piłkarze…

Było o różnicach w podejściu do diety, teraz czas na trening. Daniel Łukasik powiedział, że nie za bardzo chce mu się trenować rzuty wolne. Jesteś w stanie sobie zwizualizować, by coś podobnego palnął np. Anzor Azhiev? Że nie ma chęci pracować nad jakimś elementem walki?

Nie, ja sobie czegoś takiego nie wyobrażam. Z tym, że wiąże się to też z różnicą między sportem indywidualnym a zespołowym. My przygotowując się do walki musimy wyrobić 100% planu, bo nikt tego za nas nie zrobi. Jeśli ktoś zrobi mniej i przegra, to będzie miał tylko do siebie pretensje. Że się odpowiednio nie przyłożył, że odpuścił jakiś element treningu, że jakąś płaszczyznę walki zaniedbał. Natomiast w piłce nożnej na boisko wychodzi jedenastu facetów i jak ktoś ma słabszy dzień, to kolega może przysłonić jego niedyspozycję. Jednak z drugiej strony to też nie tłumaczy Łukasika, głupio, że to powiedział. Jeżeli zawodnik ekstraklasowego klubu nie ma pod ręką bramkarza, któremu może postrzelać, to niech poustawia butelki i do nich celuje. To też będzie jakiś trening. Tutaj widać różnicę w podejściu do obowiązków, wynikającą z różnego charakteru osób, które uprawiają obydwie dyscypliny. Mam wrażenie, że 90% piłkarzy nie poradziłoby sobie na treningu sztuk walki.

Myślisz, że właśnie w braku charakteru u piłkarzy tkwi problem polskiej ligi?

Poziom naszej ligi jest słaby. Jeżeli oglądam T-Mobile Ekstraklasę, to z wiadomych względów tylko Legię, bo na resztę spotkań jakoś nie mogę patrzeć. Zresztą widząc czasami występy Legii też często jestem zażenowany tym, co widziałem. Albo się uda coś ugrać, albo nie uda. Gdy chcę zobaczyć kawałek dobrego futbolu, to odpalam Premier League. To są niby ci sami ludzie. Też mają dwie nogi, a bramkarze jeszcze ręce (śmiech), a skok jakościowy jest niesamowity. W naszej lidze wielu piłkarzy nie ma kondycji na 90 minut walki, nie potrafi prosto podać czy wymierzyć strzał na bramkę. Niestety.

Z czego to wynika?

Gdzieś od najmłodszych lat były popełniane błędy w szkoleniu. Poza tym dochodzi kwestia finansów. Małolat przychodzi do klubu i dostaje pensję na poziomie 50 tysięcy złotych, co jest już dla niego szczytem marzeń i pojawia się rozleniwienie. Trafiłem do Legii, fajnie, spełniłem swoje marzenia, po co jeszcze się męczyć? Jak się uda, to menedżer załatwi jakiś transfer za granicę, posiedzę tam sobie na ławce, ale zarobię trochę hajsu, więc będzie ok. Zero mobilizacji. Gdyby na początku dostali – powiedzmy – pięć tysięcy i dopiero dzięki dobrej grze mogliby zapracować na większe pieniądze, to zostawaliby po treningu i zapieprzali.

Ale w zagranicznych ligach nastolatkowie też inkasują potężne pieniądze i rzadko z pracusiów przekształcają się w leni.

To kwestia podejścia. Czy faktycznie chce skończyć karierę na poziomie ekstraklasy i dumnie usiąść w fotelu, bo jestem panem piłkarzem, czy chce być najlepszy na świecie. Tu tkwi różnica między polskimi zawodnikami a tymi z absolutnego topu.

Dobrym przykładem takiego zepsutego nastolatka może być jeden z największych talentów Legii ostatnich lat, czyli Dawid Janczyk.

Wydaje się, że tak, choć tutaj w grę wchodziły jeszcze jakieś osobiste problemy. Dawid chyba lekko zwariował, gdy dostał wysoki kontrakt w Rosji. Moskwa to ładne miasto, na pewno było gdzie wyjść. Z tym, że Rooney też od osiemnastego roku życia lata po pubach, a dalej świetnie gra w piłkę.

TUTAJ czytaj o tym jak Dawid Janczyk zatracił swoją karierę.

Przejdźmy do Legii. Jak oceniasz minioną rundę?

Cóż, drużyna za trenera Urbana raz wyglądała lepiej, raz gorzej, ale jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli, więc jest z czego się cieszyć. Ja mam wrażenie, że dalej nie mamy pomysłu na grę. Oglądając mecze Legii nie jestem w stanie wychwycić jakiegoś stałego planu taktycznego. Co spotkanie, to inny styl, inny sposób rozgrywania akcji. Brak mi dyscypliny taktycznej, w której każdy by wiedział, co i kiedy ma zrobić. Ale tak było już wcześniej za trenera Skorży, ostatnio za Urbana, zobaczymy, czy Berg będzie potrafił to zmienić. Mamy dobrych grajków, więc jest potencjał.

TUTAJ czytaj o nowym transferze Legii!

Berg to dobry wybór?

Trudno powiedzieć, ja po cichu liczyłem na Ole Gunnara Solskjeara. Myślę, że Berg wiele nie zmieni, bo Legia jest bardzo specyficznym klubem do prowadzenia. Ja chciałbym, żeby przede wszystkim nauczył tych chłopaków etosu pracy. Nie ważne, co się dzieje, zapierdalasz od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty, każdy trening jest święty, zawsze dajesz z siebie 100%. Jeśli masz problemy z podaniami, to zostajesz po zajęciach i dodatkowo je ćwiczysz. Jak uda mu się wpoić coś takiego piłkarzom, będzie dobrze.

Skąd wynika ta specyfika Legii?

Tutaj trzeba sobie radzić z ogromną presją. Na Warszawę wszyscy patrzą i nawet jak się do tego nie przyznają, twierdząc, że mają nas w dupie, to jednak tak nie jest. Świetnie pokazuje to zestawienie średniej liczby widzów, gdy na inne stadiony przyjeżdża Legia i kiedy przyjeżdżają inne klubu. Jak gra Legia trybuny są praktycznie zawsze pełne, a w innych przypadkach już niekoniecznie. Poza tym tu zawsze oczekuje się zwycięstw. Jedna porażka potrafi wywołać falę spekulacji, co do przyszłości trenera czy drużyny. W takich warunkach na pewno nie pracuje się łatwo i dlatego uważam, że szkoleniowiec z zagranicy jest dobrym pomysłem. Powinien być odporniejszy na krytykę ze strony mediów, a w najgorszym wypadku może powiedzieć, że nie rozumie, bo nie zna języka (śmiech).

Jan Urban zasłużył na zwolnienie?

Zmieniamy trenera, który zdobył mistrzostwo Polski, grał w europejskich pucharach i zostawia drużynę na pierwszym miejscu w tabeli, więc teoretycznie brak tu logiki. Jednak moim zdaniem to dobry ruch. Mam wrażenie, że z obecnym potencjałem zarówno czysto piłkarskim, jak i biznesowym, można osiągnąć więcej. Biorąc pod uwagę resztę polskich klubów, które raczej się wyprzedają niż zbroją, ligę powinniśmy wygrywać co roku bez problemów, a jedynym zmartwieniem mogłaby być Liga Mistrzów.

W Legii tej zimy zmienił się nie tylko trener, ale też właściciel. Jak na to zareagowałeś?

Ja już wcześniej miałem okazję spotkać się z prezesem Leśnodorskim i nie ukrywam, że jego wizja prowadzenia klubu bardzo mi się podobała. Myślę, że przez miniony rok pokazał, iż ma pomysł jak zarabiać pieniądze i jednocześnie osiągać dobre wyniki, dlatego jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Ja będę mocno za niego trzymać kciuki, ale czas na rozliczenia przyjdzie dopiero za kilka lat. Pamiętajmy, że jak przychodziło ITI, to też panował hurraoptymizm, jakbyśmy już jedną nogą byli w finale Ligi Mistrzów.

No a wyszło jak wyszło. ITI kojarzy się głównie z konfliktem z kibicami, w którym to bezpardonowo opowiedziałeś się po jednej ze stron.

No bo ja jestem kibicem. Chodzę na mecze, jaram się oprawami, a według definicji medialno-rządowej jestem kibolem, więc wybór strony był dla mnie naturalny. Oczywiście – jak już wcześniej mówiłem – nie wszystkie postulaty fanów bywają realne, bo jednak klub utrzymuje ktoś inny, kto inwestuje dużo większe pieniądze niż my płacąc za bilet. Jednak byłem i będę „kibolem”, dlatego zawsze opowiem się po stronie trybun.

Newsy, wywiady, reportaże, felietony - tylko na FootBarze! - POLUB nas i bądź z nami na Facebooku!

Nie masz wrażenia, że kibice sami się wystawiają na obstrzał swoimi niektórymi poczynaniami?

Tak, wielokrotnie. Przede wszystkim nie wyciągamy wniosków z błędów, które popełniamy. Np. te ostatnie kary UEFA były niepotrzebne. My walczymy i czasem nie potrafimy dostrzec granic tej walki. Mam wrażenie, że ludzie którzy decydują o ich przekraczaniu, nie zdają sobie sprawy, że wojują nie za swoje pieniądze. To się prędzej czy później na nas odbije. Ceny biletów pójdą w górę albo zabraknie pieniędzy na transfery. Czasem warto odpuścić, tym bardziej, gdy jest się na cenzurowanym. Przecież za jakiś czas znowu przyjdą puchary i ponownie udowodnimy, że jesteśmy najlepsi.

W swojej krytyce bądź obronie sam nie przekraczasz pewnych granic? Ostatnio napisałeś na Twitterze „won polityko od sportu, won bando zjebów.”

Nie, bo wycieranie sobie twarzy ruchem kibicowskim jest nie w porządku. Rząd z pomocą mediów sztucznie kreuje problem, którym stara się przykryć faktyczne kłopoty naszego kraju. Ludzie oglądający telewizję i czytający gazety wierzą, że naprawdę istnieje w Polsce problem z kibicami, podczas gdy go nie ma. Stadiony są z roku na rok bezpieczniejsze, jest coraz mniej zadym. Dlatego cały czas będę przytaczał transparent z Poznania: „Niespełnione rządu obietnice, temat zastępczy kibice.” Nic dodać, nic ująć. Zniknie problem z „kibolami”, to sztucznie stworzy się coś nowego, byle tylko przyciągnąć uwagę. Stąd wolałbym, żeby polityka trzymała się z dala od sportu. Teraz przy okazji Igrzysk Olimpijskich wychodzi również to, o czym pisałem w moim Betsafe Blogu. Lubią się panowie politycy grzać w blasku medali, ale jak trzeba zadbać o rozwój młodzieży i obiekty sportowe to dupa blada.

No to tak na koniec – świetnie odnalazłeś się za mikrofonem. Rozmawiałem z kilkoma osobami i wszystkie po obejrzeniu transmisji z twoim komentarzem miały jedno skojarzenie – buduje nastrój jak Szpakowski, tylko zna się na tym, o czym mówi.

Moja ciocia kiedyś powiedziała, że gdy mnie słyszy, to przypomina się jej Jan Ciszewski. Ja też jestem jego wielkim fanem, mimo że nie należę do pokolenia, które miały okazję słuchać relacji z komentarzem pana Jana na żywo. Jednak blisko mi do niego jeśli chodzi o emocje i dlatego staram się w jakiś sposób go naśladować. Jednocześnie mnie ten sport bawi, więc nic nie udaję za mikrofonem. A że merytorycznie? Cóż, trochę ten sport uprawiałem, toteż trudno żebym się na nim nie znał. Jak się komuś podoba mój komentarz, to super, bo przecież nie robię tego dla siebie, tylko dla ludzi, którzy mnie słuchają.

Widziałbyś się w roli komentatora piłkarskiego?

Pewnie.

Ale chyba nie komentowałbyś Legii?

Raczej nie. (śmiech) Myślę, że mógłbym spróbować być obiektywnym, ale byłoby trudno. Prędzej wolałbym pracować przy meczach reprezentacji, bo wtedy nie musiałbym się kryć z sympatiami.

Rozmawiał MATEUSZ JANIAK

***

Newsy, wywiady, reportaże, felietony – tylko na FootBarze! - POLUB nas i bądź z nami na Facebooku!

***

HDP-RGOL-640x120

fot. facebook.com/pages/wwwjuraswawpl-Łukasz-Juras-Jurkowski

Pin It