Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie – Parzyszek przepadł w Londynie

Gdyby ostatni grupowy mecz eliminacji do młodzieżowych mistrzostw Europy kadra U-21 miała rozegrać nie za niemal pięć miesięcy, ale choćby jeszcze w kwietniu, to Marcin Dorna właśnie łykałby kolejne tabletki nasenne. Na dziś dzień sen z powiek spędzać mu musi sytuacja wśród reprezentacyjnych napastników – Arkadiusz Milik wypadł ostatnio z kadry meczowej Augsburga, Kacper Przybyłko punktuje tylko pojawianiem się na boisku, bo na pewno nie formą, a po transferze do Charlton Athletic niemal kompletnie przepadł Piotr Parzyszek. Zastanawia zwłaszcza, co dzieje się z tym ostatnim – jeszcze w styczniu biły się o niego naprawdę poważne europejskie kluby, ale on zdecydował się na transfer do angielskiej Championship, gdzie liczył na grę w podstawowym składzie. No i się przeliczył.

Mówiło się o transferze do Benfiki, wśród zainteresowanych wymieniano też Nantes i Aston Villę. Ostatecznie okazało się, że Parzyszek nie trafił do Portugalii, ale do Anglii i nie do Birmingham, ale do Londynu, gdzie w ostatnim dniu zimowego okna transferowego młodzieżowy reprezentant Polski podpisał 4,5-letni kontrakt z Charlton Athletic. Kwoty transferu nie ujawniono, ale ponoć klub z Championship przelał na konto holenderskiego De Graafschap około pół miliona euro. Wszyscy zgodnie podkreślali, że wybrał mądrze, nie rzucając się na głęboką wodę w Lizbonie, gdzie nie miałby żadnych szans na grę, tylko postawił na budowanie swojej kariery krok po kroku. Mały londyński klub, do tego mający spore problemy z napastnikami, miał być dla Parzyszka idealnym miejscem do rozwoju.

źródło: transfermarkt.com

Wystarczy jednak rzut oka na załączony wyżej obrazek (nie obejmujący jeszcze poniedziałkowego meczu z Sheffield, przy którym pojawi się ta sama adnotacja co przy jedenastu ostatnich), żeby stwierdzić, że coś poszło nie tak. To, że Polak nie zagrał dzień po podpisaniu kontraktu, jest zrozumiałe. W kolejnym meczu wszedł na ostatnie trzy minuty i wydawało się, że od tej pory będzie systematycznie wprowadzany do składu. Tym bardziej, że wszyscy spodziewali się, że skoro taki klub jak Charlton wykłada na stół poważne jak na nich pieniądze, to nie na faceta, który w żaden sposób nie pomoże im w walce o utrzymanie. I mimo że tabela najlepszych strzelców drużyny, jeszcze do poniedziałkowego popołudnia wyglądała tak…

…to Parzyszek nie tylko nie gra, ale też w ogóle nie łapie się meczowej kadry. Patrząc na dorobek bramkowy jego rywali (najlepszego „strzelca” już w klubie nie ma), godny Marcina Chmiesta albo Tomasza Szewczuka z ich najlepszych czasów, po raz kolejny nasuwa się myśl „coś poszło nie tak”. Kwestia aklimatyzacji i przystosowania się do zupełnie innego stylu gry niż w Holandii? Początkowo nic na to nie wskazywało. Parzyszek to nie był chłopak, który wyjechał do Anglii z małego polskiego klubu, znajdując się samemu w wielkim mieście, z kiepską znajomością języka. Zamiana Holandii na Anglię wielkich zmian w poziomie życia za sobą nie pociągała, językowo też problemów raczej nie miał – potrafi dogadać się w trzech. W wywiadach emanował pewnością siebie, zapewniając, że to co może dać drużynie to przede wszystkim gole. Za czczą gadaninę nikt raczej tego nie brał, bo stały za nim konkretne liczby – 16 bramek w 20 występach w rundzie jesiennej na zapleczu Eredivisie.

Dziś ton wypowiedzi działaczy Charltonu zdecydowanie się zmienił. Już nie mówią o Parzyszku jako wzmocnieniu, które pozwoli im utrzymać Championship, tylko o młodym chłopaku, który jest melodią przyszłości i który musi się przystosować do wyspiarskiego stylu gry. W takim momencie przed oczami stają ci wszyscy superstrzelcy z holenderskiej Jupiler League, którzy próbowali podbić Ekstraklasę. Johann Voskamp strzelał tam po osiem goli w meczu, a w barwach Śląska Wrocław imponował głównie poruszaniem się z gracją właściwą Andrzejowi Gołocie w pierwszych rundach jego walk. Koen van der Biezen w Cracovii szybko został przechrzczony na „van der Błazna”, a Fred Benson zostanie zapamiętany tylko i wyłącznie jako strzelec pierwszej bramki na PGE Arenie. Nawet Michał Janota, dopóki nie pokazał się na boiskach Ekstraklasy, był określany jako wielki talent polskiej piłki. Patrząc na to, że piłkarz, który miał grać w Benfice, przepada w klubie z dołu drugiej ligi angielskiej, może rzeczywiście prawdziwe są opinie, że na zapleczu Eredivisie poradziłby sobie jeszcze Paweł Kryszałowicz.

O to co się dzieje z Parzyszkiem, na jego Twitterze wciąż dopytują się kibice.  On sam rozwiewa ich wątpliwości, na temat domysłów o ewentualnych kontuzjach i zapewnia, że jego czas jeszcze nadejdzie.

To, że nie ma kontuzji i że jest do dyspozycji trenera, potwierdzają raporty z meczów drużyny U-21. Niestety, żeby dotrzeć do kogoś kto je obserwuje, mogłyby nie wystarczyć kontakty Piotra Świerczewskiego. Ze zdawkowych opisów można wywnioskować jedynie, że radzi sobie tam średnio i na tle swoich rówieśników niczym się nie wyróżnia. Potwierdzają to statystyki – dla Charltonu U-21 Piotr Parzyszek zagrał w siedmiu spotkaniach, do siatki trafił raz. Z karnego.

MATEUSZ KOWALSKI

fot. Norbert Barczyk/Pressfocus
Pin It